Stojąc w kolejce w supermarkecie, byłam ostatnio świadkiem rozmowy dwóch mam. Jedna opowiadała drugiej o ostatnim egzaminie swojej córki z matematyki:
– Było tam kilka zadań – mówi pierwsza mama – naprawdę jakieś banalne 3 razy 5, kolejne to było jakieś zadanie z wydawaniem reszty w sklepie.
Druga mama dopowiada coś w stylu „to faktycznie proste jak na końcowy egzamin”. Chwila ciszy i słyszę za sobą podniesiony głos pierwszej mamy „widzisz, zmarnowałaś cały rok nauki. Czasu. Mojego czasu, słyszysz, zmarnowałaś mój czas dziewczyno. W domu wszystko wiedziałaś, a w szkole nic nie umiałaś pokazać”.
Takie rozmowy, o ile można je tak nazwać, mają niestety miejsce w wielu rodzinach, zwłaszcza pod koniec roku szkolnego. Walka o oceny, a dokładnie o te „dobre oceny”, o najlepsze zachowanie, dodatkowe punkty, czerwone paski to tak naprawdę często walka rodziców. Niestety narzędziem staje się ich własne dziecko. Młody człowiek zaczyna uczyć się, że sama nauka nie jest wiele warta. Liczą się jedynie oceny. To, czego ja potrzebują, co lubię, co mnie pasjonuje, idzie na dalszy plan. Przecież muszę mieć same piątki lub czwórki, najlepiej z każdego przedmiotu, ażeby to osiągnąć, muszę być naprawdę dobry we wszystkim. Pytanie, czy tak się naprawdę da? Nie sądzę, że my dorośli jesteśmy „bardzo dobrzy” we wszystkich dziecinach. Dlaczego wiec wymagamy tego od dziecka?
W głowie pojawia mi się masa pytań. Czym tak naprawdę są owe oceny dla dziecka? Czym jest to osławione świadectwo z czerwonym paskiem? Czy faktycznie jest to przepustka do lepszego życia? Świetnej kariery?
Jeżeli chodzi o system oceny w polskich szkołach, to nie są one miarodajne i nie pokazują inteligencji ucznia, jak z pewnością myślą często rodzice. To wynika z wiary w system edukacji i rzetelność stawiania oceny przez każdego nauczyciela. Bywa często jednak tak, że ocena 5 u jednego nauczyciela nie jest adekwatna do 5 u innego. Zakładamy, że dziecko ucząc się w szkole tyle godzin, odrabiając codziennie lekcje w domu, przygotowując do kartkówek, sprawdzianów, zaliczeń i poprawek, powinno przynosić „dobre oceny”. Tymczasem często dzieje się tak, że zamiast tryskać energią do pracy, nauki i zabawy, dziecko „wypala się”.
Wydawać by się mogło, że nasze dzieci muszą się przecież jedynie uczyć. Co może je tak wypalać, wyniszczać? Nie pracują przecież w fabrykach po 12 godzin. A jednak.Wstają rano, idą do szkoły, w której muszą być ciągiem skupione przez 45 minut i mają zaledwie 10 minut przerwy w zgiełku i krzyku innych osób. Każda lekcja tyczy się innego tematu. A jeżeli dostajesz gorszą ocenę, jesteś do niczego. „Nie nadajesz się, jesteś słaby, zostaniesz wygryziony”, „Idź i to popraw” słyszą od swoich rodziców. Bo to oni wywierają największą presję na młodym człowieku. Dzieciaki chcą sprostać oczekiwaniom mamy, taty, najbliższych. Zasłużyć na ich akceptację, pochwałę, miłość. Są przecież dla nich najważniejszymi osobami w życiu.
Przez cały rok szkolny pracują nieustanie. Codziennie stawiają czoła wysokim wymaganiom nauczycieli, piszą klasówki, testy, kartkówki, poprawki. To doprowadza młody organizm do wyczerpania. Jest zmęczony, pojawiają się trudności w koncentracji, pogorszenie pamięci, bóle głowy, apatia. Dla rodzica, opiekuna może być to forma wymówki, „paluszek i główka to szkolna wymówka”. Niestety są to często objawy depresji dziecięcej, często niedostrzegane i bagatelizowane. Dzieci nie mają takich mechanizmów obronnych jak dorośli, nie umieją korzystać ze swoich zasobów. Rodzice są dla nich pierwszym i najważniejszym źródłem informacji o sobie. Bardzo często pojawia się ciąg myślenia: „Skoro moi rodzice nie są zadowoleni z moich ocen to nie są zadowoleni ze mnie, a skoro najważniejsi dla mnie ludzie nie są ze mnie zadowoleni, to znaczy, że jestem do niczego”.
Uważam, że rodzice mają wielką moc oddziaływania na dzieci, często nawet nieświadomą.
Nasza kultura karmi nas, dorosłych, ale również i młodych: perfekcyjnością i efektywnością. Mamy mieć wspaniałe, czyste piękne domy, udane małżeństwa, idealne rodziny i uśmiechnięte dzieci z czerwonymi paskami na świadectwie. Nie możemy popełniać błędów, mieć chwili słabości, zwątpienia. To wymagania nierealne. Dlaczego zatem stawiamy je również przed naszymi dziećmi?
Coraz częstej w gabinetach psychologów dziecięcych mówi się o wypaleniu dzieci, o depresji. Coraz częściej młodzi ludzie nie są w stanie sprostać oczekiwaniom stawianym w szkole, ale i przez własnych rodziców, którzy często nieświadomie „nakręcają” dziecko na zdobywanie lepszych i lepszych ocen.
Może warto tę autorefleksje na temat mocy ocen zacząć już dziś i zastanowić się, czy zamiast kazać dziecku poprawiać trójkę nie lepiej będzie iść z nim na spacer, czy wspólnie pójść do kina. Budować wspólnę relację, która jest podstawą do stworzenia silnego poczucia własnej wartości u dziecka i szansą do rozwoju.
autorka artykułu: Agnieszka Opach – psycholog z przygotowaniem pedagogicznym, interwent kryzysowy, mediator rodzinny