Rodzimy się cali, zintegrowani, otwarci na kontakt. Często w toku wychowania, żeby być kochanym, akceptowanym, żeby przynależeć, albo czasem, żeby przetrwać – rezygnujemy z jakichś kawałków siebie, które były zbyt trudne do pomieszczenia przez naszych opiekunów, przez środowisko.
Uczymy się, że aby być akceptowanym, lubianym, a tak naprawdę, na najgłębszym poziomie – kochanym, musimy być: mili, grzeczni, posłuszni, a może silni, zaradni, perfekcyjni.
Albo uczymy się, żeby nie potrzebować nikogo, bo tam i tak nikogo nie będzie. Stajemy się samowystarczalni i nadmiernie niezależni. Tak tworzymy schematy relacyjne.
Schematy, które kiedyś działały, które pozwalały nam przetrwać, dostosować się, przynależeć – przestają nam służyć w dorosłości, a wręcz stają się źródłem cierpienia.
To, jak byliśmy traktowani w relacji z naszymi ważnymi dorosłymi, staje się matrycą, na jakiej budujemy relacje w dorosłości. Jest też sposobem, w jaki traktujemy sami siebie, i do jakiego traktowania nas zapraszamy innych. Staje się to często odtwarzającym się schematem relacyjnym, którego nie potrafimy zmienić, i z którego możemy nie zdawać sobie sprawy.
Zatrzymaj się, weź głęboki wdech i zadaj sobie pytanie: jakie warunki muszę spełnić, żeby być akceptowana/y. Poczekaj na odpowiedź…
…Może jesteś w tym miejscu, gdzie już zauważasz, że powtarza się jakiś schemat relacyjny. Może już rozumiesz, jak Twoja historia wpłynęła na to, jak wchodzisz w relacje, ale nie potrafisz tego zmienić.