Nawet jeśli nie wiadomo, jak ten ojciec wyglądał i jaki był, to ludzie rekonstruują jego obraz ze strzępków, które są dostępne. Bo jest w nich pustka i tęsknota za nim, czyli tak naprawdę tęsknota za częścią siebie – rozmowa z Ewą Chalimoniuk, psychoterapeutką.
Co piąte dziecko rodzi się w związku pozamałżeńskim. Rośnie liczba matek, które decydują się na samotne macierzyństwo od początku, bo ojciec dziecka ‚nie rokuje’, nie chce rodziny albo kobieta po prostu chce mieć dziecko – jest niezależna, ma pracę i poczucie, że jeśli nie teraz, to może już nigdy…
Jest też coraz więcej par homoseksualnych, lesbijek, które chcą mieć dziecko, ale bez udziału mężczyzny w ich życiu rodzinnym.
Na przykład. Co dla dziecka oznacza wychowanie bez ojca?
Dla chłopca ojciec to jest obraz mężczyzny, męskości, a więc także jego samego. Wielu mężczyzn, którzy wychowali się bez ojców, boryka się z poczuciem własnej wartości i tożsamości męskiej. Nie są pewni tego, jaki ten mężczyzna tak naprawdę ma być i jacy oni sami w związku z tym mają być. Dla dziewczynek brak ojca to jest opowieść o czym innym. Nie stanowi podstawy do budowania tożsamości, bo dziewczynka to robi, przeglądając się w matce, ale za to ma decydujące znaczenie w budowaniu relacji z innymi mężczyznami. One często nie wiedzą, jak się zbliżać do mężczyzn i tworzyć zdrowe relacje. Z jednej strony mogą być bardzo uwodzące, z drugiej boją się, że on je opuści. Często nie wybierają tych mężczyzn, którzy tak naprawdę są dla nich atrakcyjni, z lęku przed odrzuceniem. Wybierają za to tych, a raczej dają się wybrać tym, którzy je chcą, i te związki bywają potem mało satysfakcjonujące.
Jaką funkcję spełnia ojciec w pierwszych latach życia dziecka?
W okresie niemowlęcym ojciec jest tylko zmiennikiem kobiety. Takie małe dziecko jeszcze nie odróżnia płci i ojciec jest tym samym obiektem, który przewija, karmi, przytula, bierze na spacer, bawi się. Później zaczyna istnieć w świadomości dziecka jako drugi rodzic – ojciec. Ojciec zapewnia inne specyficzne doświadczenie, jest inny niż mama, przez to staje się ważną postacią w życiu dziecka. Tym, który pozwala oddalać się od mamy w bezpieczny sposób, odkrywać świat, ćwiczyć nowe umiejętności. Ojciec 4-5-letniego chłopca to równolegle przewodnik, autorytet i rywal. Dziecko symbiotycznie związane z matką ma ojca po to, by móc się bezpiecznie oddalić od mamy. Jednocześnie ojca, który zagraża tej wyjątkowej relacji z mamą. Chłopiec może chcieć wykluczyć ojca, by mieć mamę tylko dla siebie. Jeżeli para ma dobrą relację, to takie dziecko od ojca i od matki usłyszy nieraz, że to oni tworzą związek i że ono jest ich kochanym, ale jednak dzieckiem, i ono tę wiadomość z ulgą przyjmuje. Nawet jeśli fantazjuje, że się z mamą kiedyś ożeni, to rodzice mogą obrócić to w zabawę. Tata może też sprostować: to fajnie, że chcesz mieć taką wspaniałą dziewczynę jak mama, ale to jest moja dziewczyna, a ty znajdziesz sobie swoją, jak będziesz duży. I chłopiec dostaje wtedy komunikat, że mama jako partnerka nie jest dla niego, ale że kobiety są fajne i że on też taką fajną dziewczynę kiedyś może mieć.
A kiedy tego realnego ojca nie ma?
To chłopiec ma poczucie, że musi spełniać funkcję dorosłego mężczyzny, ale jednocześnie czuje, że tej funkcji nie udźwignie, i wtedy zaczyna się kształtować w nim to niepewne poczucie własnej wartości. Wydaje mu się, że jest partnerem mamy, czuje się za nią odpowiedzialny, ale wie, że jest za mały i że nie da rady. Nie obroni mamy, nie sprosta roli dorosłego mężczyzny.
Czy matki mimowolnie traktują swojego syna jak powiernika, przyjaciela?
Tak, z tym że najczęściej to jest obustronna gra. Zdarza się, że mamy, zwłaszcza jeśli zdecydowały się nie wchodzić w kolejny związek, za długo synów przy sobie trzymają. Wyjeżdżają z nimi na wczasy, kiedy oni mają już naście lat, chodzą z nimi na przyjęcia, do teatru. Mówią o nich z dumą: ‚Mój mężczyzna’, i traktują jak partnerów. Im to imponuje, bo w takim wieku czucie się facetem jest gratyfikujące, ale z drugiej strony boją się opuścić matkę, bo już jeden mężczyzna to zrobił. Obawiają się również, że coś ich ominie, jeżeli przy niej zostaną.
Czego obawia się matka?
Głównie samotności albo tego, że inna kobieta nie będzie dla niego taka dobra jak ona. Matki najczęściej nie robią tego świadomie. Często dają sprzeczne komunikaty, pytają: ‚Czemu się nie żenisz? Czemu tutaj jeszcze mieszkasz?’, a z drugiej strony: ‚Co ja bez ciebie zrobię?’, ‚Twoja żona pewnie nie pozwoli ci się ze mną kontaktować’, ‚Moje życie straci sens’ itd. Zdarza się, że u każdej nowej dziewczyny matka będzie szukała wad. Ale to jest obustronny miecz, bo taki 13-14-letni chłopiec przyzwyczajony, że mama jest tylko dla niego, może skutecznie przeganiać każdego potencjalnego partnera mamy. Jeżeli kobieta bardziej stawia na syna niż na siebie i ulegnie takiemu tupaniu nogami, to robi błąd. Bo potem z takim 15-latkiem może być jeszcze trudniej, a kiedy on będzie chciał odejść i zobaczy negatywne skutki tej symbiotycznej relacji, to wtedy chętnie by widział jakiegoś pana, który się tą mamą zajmie, ale mama już najczęściej z tego aspektu życia zrezygnowała, poświęciła się dla syna i jeszcze, nie daj Boże, mu to mówi. To jest duży bagaż na życie dla takiego dziecka.
Czy takiemu chłopcu jest trudniej nawiązać dobre relacje z kobietami?
Kobiety samodzielnie wychowujące synów z różnych powodów mogą mieć świadome bądź nieświadome poczucie winy, że to przez nie tego ojca ich dziecku brakuje. Często chcą zastąpić i ojca, i matkę i w związku z tym są nadopiekuńcze i ubezwłasnowolniające. Nie stawiają chłopcom wymagań na miarę ich wieku. Oni wtedy żyją w przekonaniu, że wystarczy, że są: uczą się, są mili dla mamy, i tyle. A potem taki dorosły chłopak wchodzi w relacje z dziewczyną i czuje się oszukany, bo nagle się okazuje, że partnerka czegoś od niego wymaga. Chce, żeby miał swoje pieniądze, interesował się nią, żeby zajmował się domem, a dla niego to jest dziwne żądanie. Ale bywa i tak, że nie potrafią przeciwstawić się kobiecie. Rezygnują ze swoich potrzeb, własnego zdania. Są od partnerek zależni.
Co matki robią z tym poczuciem winy?
Albo chcą to nadrobić tak, jak to opisałam, albo przeciwnie – boją się, że ci chłopcy będą zniewieściali, i stawiają im za duże wymagania. Ciągle im mówią, że to, co robią, to jest za mało, że nie mogą się mazać, że muszą być dzielni, że mają się zachowywać jak mężczyźni. I też w ten sposób nie pozwalają im poczuć swojej wartości i siły.
Jak taki chłopiec może się usamodzielnić?
Jeśli matka jest kontrolująca, wiążąca, a ojciec jest na różne sposoby nieobecny, to jest kłopot. W okresie buntu, czyli w wieku, powiedzmy, 15-20 lat, dziewczynki się konfrontują z matkami. Mówią im, jakie są beznadziejne, i matki muszą to jakoś przetrwać, a chłopcy konfrontują się wtedy z ojcem. Ojciec przestaje już być ojcem idealnym, jest na różne sposoby konfrontowany i dewaluowany, by na końcu tego procesu stać się dla syna postacią realną, mającą swoje zalety i wady. To pomaga poczuć chłopcu, że jako mężczyzna też nie musi być idealny. Może popełniać błędy, nie zawsze musi być fajny. Jeśli ojca nie ma, to ci chłopcy są często tak zagubieni, że aby uzyskać autonomię, zaczynają walczyć ze swoimi matkami, ale w ten sposób, że niszczą siebie – często uciekają w alkohol, narkotyki albo inne autodestrukcyjne zachowania. Ponieważ wiedzą, że nie mają nikogo poza nią, więc tak naprawdę nie mogą z nią walczyć, mogą walczyć ze sobą… albo z całym światem.
Jak mężczyźni wychowani bez ojca wypełniają tę lukę po nim?
Czasami właśnie nadmierną agresywnością, niechęcią i szowinizmem w stosunku do kobiet, czasem odwrotnie – wycofaniem takiej zdrowej męskiej agresji. Mają kłopoty ze znalezieniem w sobie oparcia, równowagi i spokoju. Najlepiej by było, gdyby chłopiec mógł pomieścić w sobie i ten pierwiastek żeński, taką miękkość, delikatność, i męski aspekt: siłę, waleczność, zdolność do rywalizacji. Na pewno łatwiej jest chłopcu, który mimo że nie ma realnego ojca, to ma w pobliżu pozytywnego mężczyznę, który stanowi z nim stały, mocny związek: wujka, drugiego partnera mamy, dziadka. I ten mężczyzna jest życzliwy, opiekuńczy, ale też mocno stawia granice, jest pewny siebie, stanowi oparcie. Ważne jest też, żeby miał dobrą relację z mamą.
A jeśli takiego mężczyzny w otoczeniu chłopca brakuje?
To żeby nabrać męskiej tożsamości, wytwarza on sobie własny wewnętrzny wizerunek mężczyzny. Lepi go z doświadczeń z mężczyznami, z książek, filmów, gier komputerowych. Z tym że on ma świadomość, że to nie jest realny człowiek, że on go sobie tylko wymyślił. Taki uwewnętrzniony obraz ojca nie jest dla niego stabilnym oparciem i wzorem. Tworzy go po to, żeby w ogóle móc się poczuć mężczyzną.
A jeżeli ten ojciec istnieje bądź istniał, ale zniknął z życia dziecka – odszedł, umarł…
Jeśli umarł, to jest o tyle prostsze, że można sobie jego obraz próbować odtworzyć z różnych opowieści rodzinnych, pamiątek, zdjęć. Można jednocześnie przeżyć stratę tego realnego ojca, opłakać go, ale zachować jego obraz. To nie jest ojciec, który mnie opuścił dlatego, że jestem kiepski, zły, nie nadaję się, ale dlatego, że los tak chciał. Można wtedy mieć pretensje do losu, do Boga, do kogoś, kto spowodował wypadek, a nie myśleć, że ‚ja jestem niedobry’. Bo tak dzieci myślą.
Nawet jeśli ojciec odszedł, zanim dziecko się urodziło?
Nawet. Dzieci czują się winne i odpowiedzialne za to, co się stało. Myślą, że może ojciec odszedł, dlatego że one miały się urodzić, i teraz mama przez nie jest samotna lub cierpi w inny sposób. Dziecko może mieć przekonanie, że nie powinno istnieć. Potrzebuje silnego potwierdzania, że jest chciane.
Co taka mama ma powiedzieć dziecku, żeby to poczucie winy z niego zdjąć?
Bardzo ważne jest, żeby ciężar za to rozstanie czy porzucenie dorośli wzięli na siebie. Mama powinna podkreślić, że dziecko nie ma z tym nic wspólnego, że to dorosłym nie wyszło z jakichś powodów, ale też nie może zrzucać całej winy na ojca. Dobrze by było, żeby ona starała się zachować jakiś elementarny dobry obraz ojca dla dziecka.
Mówić całą prawdę?
Ludzie przychodzą do mnie z historiami, które mają tak niezwykłe rozwiązania, że mogę powiedzieć tylko: ‚Nie wiem’. Na pewno ważne jest, żeby znać prawdę o tym, skąd się pochodzi. To jest podstawowe prawo każdego człowieka. Nawet jeśli nie wiadomo, jak ten ojciec dokładnie wyglądał, jaki był, to ludzie sobie rekonstruują jego obraz z tych strzępków, które są dostępne. Bo jest w nich pustka i tęsknota za nim, czyli tak naprawdę za częścią siebie.
Na forum dla dorosłych, którzy nie znają swojego ojca, padają takie zdania: ‚Czuję się niekompletny’, ‚Czuję się tylko połową siebie.’.
Bo to jest wręcz poczucie biologicznego i psychicznego braku. Wiadomo przecież, że człowiek powstaje z ojca i matki. I w ludziach jest straszna ciekawość i potrzeba wiedzy, skąd się wziąłem, jaki ten mój ojciec jest.
To jest ciekawość, jaki on jest czy co ja z niego mam?
I jedno, i drugie. Czy jestem do niego podobny i czym się różnię, bo na tym buduje się własną tożsamość.
Czy matka ma powiedzieć dziecku brutalnie: ‚Twój ojciec nie chciał założyć rodziny’ albo: ‚Miałam romans z pewnym mężczyzną, nie chciałam z nim żyć, ale chciałam cię urodzić’? Ta prawda przecież czasem jest bardzo bolesna…
Nie mam prostej rady. Tę prawdę trzeba dostosować do wieku dziecka, kontekstu. W jakim momencie i okolicznościach życia dziecka i relacji z nim decydujemy się prawdę ujawnić. To są trudne pytania. Opowiem pani taką autentyczną historię, którą słyszałam od pacjenta, 50-letniego mężczyzny, który od umierającej matki dowiedział się, że jego ojciec nie jest jego prawdziwym ojcem, nie wie o tym, i ona synowi przekazuje tę tajemnicę życia, z zaznaczeniem, że ma się tym ojcem na starość opiekować. Jego prawdziwym ojcem jest natomiast sąsiad.
Dla tego mężczyzny to było niezwykle poruszające doświadczenie. On sobie przypomniał, że jako 10-letni chłopiec topił się w jakimś potoku i ten sąsiad go uratował i w taki sposób przytulił, że odczuć, których wtedy doznał, nijak nie umiał sobie wytłumaczyć. Po tym, czego się dowiedział od matki, wszystkie puzzle mu się ułożyły. Koniec tej historii był taki, że na stare lata ten mężczyzna przyjął pod swój dach i ojca biologicznego, i tego, z którym spędził całe życie. Obydwoma staruszkami do końca się zajmował i oni jakoś sobie po męsku tę sytuację ułożyli. Więc ta prawda, taka nawet niesamowita i początkowo bolesna, zaofiarowała mu coś bezcennego.
Może lepiej by było, gdyby poznał ją wcześniej. Dzisiaj już wiadomo, że dzieciom adoptowanym trzeba mówić prawdę o tym, skąd pochodzą, od początku, bo one wtedy wiedzą, na czym stoją, a stoją na prawdzie, nie na kłamstwie. Dziecko ma do rodzica bezgraniczne zaufanie. Jeśli się okaże, że on je zawiódł, jeżeli matka mnie okłamała w tak ważnej sprawie, to podważa zaufanie do całego świata i innych ludzi. Dlatego lepiej nie wymyślać historii o ojcu, którego nigdy nie było albo który wyjechał i nie wiadomo, kiedy wróci.
Jeżeli dziecko chce odszukać ojca, który odszedł albo którego nigdy nie poznało, mama ma mu pomóc?
Jeśli zachowała z nim jakiekolwiek relacje, to tak, może być pośrednikiem. Powinna uprzedzić tego mężczyznę, ale przygotować też dziecko na różne scenariusze. Znam chłopca, który wiedział, kto jest jego prawdziwym ojcem, ktoś ‚życzliwy’ mu doniósł, i jeździł po kryjomu do innej wsi go podglądać. Porównywał się z tym panem, szukał podobieństw, a jak stał się dorosły, to pojechał, żeby się z nim poznać twarzą w twarz. Ten facet powiedział mu wtedy, że nie ma o czym mówić. Nie udało się nawiązać żadnej relacji. Mężczyzna po raz kolejny został odrzucony i bardzo to przeżył, ale mógł zamknąć pewien rozdział w swoim życiu. Pożegnać iluzję o ojcu, który go chce i kocha.
Czy matka, która wie, że ojciec jest np. alkoholikiem, przestępcą, może jest chory psychicznie, powinna dziecko o tym poinformować?
Tak, ma obowiązek je uprzedzić, ale ważne, jakiego języka używa. Lepiej, żeby powiedziała: ‚Z tego, co wiem, twój ojciec ma kłopoty, jest uzależniony od alkoholu, musisz być na to przygotowany’. To brzmi inaczej, niż jak użyje takich oceniających sformułowań: ‚On jest podły, nic nie wart, luj’. Nie daje wtedy szansy dziecku po swojemu nazwać tego, co zobaczy. A to jest ważne dla niego, żeby on to nazwał po swojemu i zdecydował, czy ojciec jest ‚chory’, czy jest ‚degeneratem’.
I nawet jeśli to spotkanie skończy się fiaskiem, to ma sens?
Ono jest bardzo ważne, nawet jeśli jest bolesne. Daje dziecku poczucie, że zrobiło wszystko, co było w jego mocy, ale się np. nie udało. I wtedy można tę stratę przeżyć do końca. Można się też przyjrzeć temu, jak ten ojciec żyje, zaobserwować, czy on sobie radzi, czy ma udaną rodzinę. To budzi różne uczucia: zazdrości, ale też ulgi, że on jednak potrafi, że z moją mamą mu się nie udało, ale że nie odepchnął kolejnej kobiety i że może w sumie jest sensowny.
A co, jeśli on pije? Jest agresywny, niefajny?
To jest oczywiście duże rozczarowanie, ale też poczucie ulgi, że może dobrze się stało, że on ze mną nie mieszkał.
Bardzo różne uczucia budzą te spotkania, ale dobrze, że do nich dochodzi, bo to pozwala te wszystkie wyobrażenia jakoś skonfrontować z rzeczywistością, przeżyć i zamknąć. Gorszy scenariusz jest wtedy, kiedy ten destrukcyjny ojciec zaczyna się domagać na starość alimentów od dziecka, którego w życiu nie widział. To się zdarza. Budzi wściekłość, ale też jest zdrowe, bo pozwala tego ojca urealnić. Może też uruchomić i przerobić te rzeczy, które są w człowieku przyklepane. A to, że coś jest nieruszone, to jest tylko pozorny spokój, bo w każdej chwili ten trup w szafie może się obudzić i co wtedy?
Dlaczego te poszukiwania zwykle mają miejsce w tajemnicy przed matkami?
One się z reguły odbywają w tajemnicy przed całym światem. Dzieci przeżywają to wręcz jako zdradę, bo jeżeli mama ukrywa tego ojca, nie chce o nim mówić albo mówi bardzo niechętnie, to wiadomo, że nie będzie z tego powodu zadowolona.
Dziecko ma poczucie, że postępuje nielojalnie.
Na forum dla dorosłych, którzy wychowali się bez ojców, uczestnicy piszą słowo ‚ojciec’ w cudzysłowie – albo ‚ten człowiek’ czy ‚dawca spermy’. To rodzaj odwetu?
Takie określenia zwykle pełnią funkcję obronną. Robi się to po to, żeby ten ojciec nie był dla mnie już taki ważny albo żeby matka sobie nie pomyślała, że on jest taki ważny, i nie była na mnie zła. Ale trzeba by się głębiej przyjrzeć, kto to pisze – dziecko czy dorosły? Czy on tego ojca poznał i wie, że on jest ojcem tylko w cudzysłowie, czy go nie zna, ale za nim tęskni i się tego wstydzi? Jeśli nastolatek pisze ‚dawca spermy’, to raczej jest to normalne w tym wieku, on chce tego ojca zdewaluować, w ten sposób się z tym ojcem wirtualnie konfrontuje, bo inaczej nie może.
Dla kobiet odnalezienie tego nieznanego ojca jest równie ważne?
Tak, tylko zwykle to się dzieje później, kiedy relacje z mężczyznami im się nie układają, nie mają stałych związków, są długo samotne. Chcą zrozumieć, dlaczego tak się dzieje. Szukają kontaktu z tym pierwszym mężczyzną, czasem potrzebują tego do określenia swojej autonomii w relacji z matką, która mówi: ‚Nie rób tego, po co ci to, niepotrzebne’.
Znam jedną kobietę, która wychowywała się z mamą i jej rodziną. Matka zupełnie odgrodziła ją od ojca, nie miała nawet alimentów od niego. Kiedy dorosła, zaczęła nalegać na poznanie ojca i dopiero wtedy matka powiedziała jej, że chodziła z jakimś chłopakiem, zaszła w ciążę, a potem nakryła go na zdradzie i nie chciała mu wybaczyć. Mimo że on się starał i chciał z nią być. Ona w tym swoim zranieniu nic od niego nie chciała i ten mężczyzna trochę powalczył, a potem odpuścił. I założył nową rodzinę. Córka po latach nawiązała z nim kontakt. Dla niej to było bardzo ważne. Dowiedziała się, jaka była wersja ojca i że ojciec wcale nie chciał się jej wyprzeć.
Czy alimenty poza tym, że są realnymi pieniędzmi, mają jakąś wartość symboliczną?
Oczywiście. Z różnych powodów kobiety decydują się o nie nie występować, unoszą się honorem, ale jeżeli to jest tylko duma, to warto przypomnieć, że te alimenty nie są dla nich, tylko dla ich dzieci. I potem w dorosłym życiu taki mężczyzna czy kobieta mogą powiedzieć: ‚No tak, ojca nie miałem, nie kochał mnie, nie troszczył się, nie odwiedzał, nie zabierał na rower, a jedyne, co od niego mam, na potwierdzenie mojej wartości i ważności, to są te alimenty. Tyle umiał mi dać’. I to jest szalenie ważne. Bo nawet w pełnych rodzinach relacje z rodzicami bywają trudne i ludzie z różnymi problemami się borykają. Na pierwszy plan wychodzą oczywiście te rzeczy, których oni nam nie dali i o co mamy żal, ale do zdrowego życia potrzebne jest nam uwewnętrznienie tej relacji. Więc często szukam z moimi pacjentami, co takiego mimo wszystko dostali od rodziców, nawet w skrajnych sytuacjach: nie umieli dać opieki i troski, ale np. dali mi życie albo wykarmili, wykształcili. Dorośli ludzie potrafią zobaczyć, że dzięki swoim rodzicom żyją, mają fajną rodzinę, dzieci, pracę. Oni potrafią być wdzięczni za sam akt poczęcia i ta wdzięczność pozwala iść dalej w życie.
Rozmawiała Agnieszka Jucewicz, źródło http://www.wysokieobcasy.pl
Ilustracja Jan Różański