Wdzięczność to trudne uczucie. Czasem jej się od nas wymaga, czasem my potrzebujemy poczuć, że to, co robimy jest dla kogoś ważne. Z jednej strony każdy z nas jest kowalem swojego losu, a z drugiej kiedy czujemy się bezsilni, pomocna dłoń drugiego człowieka potrafi nas postawić na nogi.
Ale co zrobić z obciążającym „powinieneś być mi wdzięczny”, które zdarza nam się w życiu słyszeć? Jak odróżnić poczucie obowiązku od wdzięczności? Czy wdzięczności można oczekiwać? Co zrobić z ludźmi, którzy na naszej wdzięczności żerują? Te i wiele innych kwestii rozważam w rozmowie z dr Agatą Wytykowską-Kaczorek, psycholog i psychoterapuetką w nurcie poznawczo-behawioralnym.
Jak zdefiniować wdzięczność?
Wdzięczność to bardziej postawa niż uczucie. Aby móc jej doświadczać trzeba wyjść poza egocentryczną perspektywę. Trzeba umieć dostrzec, że są na tym świecie rzeczy, których potrzebuję od innych ludzi, a jeśli oni mi je dają – potrafię to docenić. Doświadczanie wdzięczności wymaga samoświadomości, to uznanie, że to, co dostaję od świata to coś extra, a nie coś, co mi się po prostu należy. Wdzięczność jest przeciwna narcyzmowi.
Narcyzmowi?
Tak, osoby z zaburzeniami narcystycznymi mają kłopot z przyznaniem, że czegoś im brakuje. To dla nich bolesne i wstydliwe, że nie mogą sami zapewnić sobie wszystkiego, czego potrzebują. A zaakceptowanie swoich potrzeb to warunek doświadczania wdzięczności. Podobne problemy mogą mieć mężczyźni, którzy swoją męskość postrzegają stereotypowo i wymagają od samych siebie pełnej samodzielności, zaradności i siły. Jeśli to warunkuje ich samoocenę, tak jak to jest również u osób narcystycznych, uznanie, że potrzebują pomocy to dla nich ujma. Zamknięcie się na pomoc z zewnątrz, niedopuszczenie do siebie faktu, że są rzeczy, które zawdzięczamy innym, blokuje odczuwanie wdzięczności.
Kiedy jeszcze nie doświadczamy wdzięczności?
Okres dorastania to czas w życiu człowieka, w którym ciężko o wdzięczność. Wówczas skupiamy się na sobie, na kształtowaniu własnej świadomości, na szukaniu swojego miejsca w rzeczywistości. To przeciwieństwo perspektywy, której wdzięczność wymaga. Optyka zmienia nam się z biegiem lat. Kiedy dobiegamy wieku średniego jesteśmy skłonni podsumowywać co nam się w życiu udało, a co nie. Pod wpływem refleksji możemy uznać, że coś, co dziś jest dla nas cenne zawdzięczamy innym ludziom czy losowi.
Uczepię się losu, o którym Pani wspomniała. Wdzięczność odczuwana wobec innych ludzi jest zrozumiała – ktoś zrobił dla nas coś dobrego, jesteśmy wdzięczni. Ale wdzięczność wobec losu? A co jeśli nie uznajemy jego istnienia? Jest wiele osób, które wierzą tylko w zbiegi okoliczności i przypadek.
Można być wdzięcznym również przypadkowi.
Z jednej strony tak, a z drugiej bardzo modne jest ostatnio podejście do życia oparte na przekonaniu, że mamy świat u stóp i życie w swoich rękach. Że mamy wpływ na wszystko i to my decydujemy czy jesteśmy szczęśliwi. Skoro wszystko od nas zależy, gdzie jest miejsce na wdzięczność?
Po pierwsze, nie jest prawdą, że na wszystko mamy wpływ. Jest wiele takich elementów życia, ale z pewnością nie wszystkie. Na nasze szczęście osobiste mamy wpływ, jak najbardziej. Łatwiej będzie nam je osiągnąć jeśli zaakceptujemy fakt, że świat i ludzie nie są idealni, my również. Że jest sporo sytuacji, które wydarzą się czy tego chcemy czy nie. Że są sprawy, które potoczą się tak, a nie inaczej, cokolwiek byśmy nie zrobili. Że ludzie będą zachowywać się tak, jak sami zdecydują, a nie tak jak my sobie tego życzymy. Jeśli nauczymy się rozpoznawać sytuacje, na które mamy wpływ oraz te, którym należy się poddać i przyjąć je takimi, jakie są, poczujemy ogromną ulgę. Przy takim podejściu miejsca na wdzięczność jest bardzo dużo – możemy być wdzięczni losowi choćby za to, że sytuacje, na które nie mamy wpływu potoczyły się pomyślnie.
Rozróżnić sytuacje, na które mamy wpływ od tych, na które nie mamy jest dość trudno. W jakim stopniu możemy wpływać na nasze życie?
Możemy pomagać losowi na różne sposoby. Przede wszystkim walczmy o to, na czym nam zależy. Nie mamy wpływu na to czy dostaniemy podwyżkę – to ostatecznie szef zdecyduje, czy nam się ona należy czy nie. Ale możemy iść świetnie przygotowani i pewni siebie na rozmowę, żeby zwiększyć swoje szanse. Jeśli zależy nam na relacjach z rodzicami, warto o nie dbać, choć to, jak się ułożą zależą również od nich.
Czy okazywanie wdzięczności rodzicom poprawi nasze relacje?
Okazywanie wdzięczności to jeden z aspektów praktycznego wykorzystania tego pozytywnego uczucia. Jest bardzo ważne i pomocne. W jakikolwiek sposób będziemy to robić, to bardzo cenne. Chodzi o to, by urealnić to uczucie, przekazać je dalej. To wzmacnia i buduje więź.
Pod warunkiem, że nasza wdzięczność zostanie pozytywnie przyjęta. Różnie to bywa – czasem, gdy komuś dziękujemy za coś, co zrobił dla nas lata temu, np. mamie za opiekę, możemy usłyszeć pretensje, że nie doceniliśmy tego wcześniej…
Tak się może zdarzyć. Okazywanie wdzięczności to również ryzyko. Wdzięczność jest emocją relacyjną. Łączy nas ze światem, dlatego z jednej strony gwarantuje pokonanie poczucia samotności, a z drugiej naraża nas na krzywdy. Ale mimo tego warto ją okazywać. Często jest tak, że kiedy ludzie oczekują od nas wdzięczności, to oznacza, że tak naprawdę cierpią na deficyt uwagi, miłości, czy akceptacji. Okazanie wdzięczności może być dla tej drugiej osoby bardzo ważne, może nawet kluczowe dla jej samopoczucia.
A co zrobić w sytuacji, w której wdzięczności oczekuje się od nas? Czy wdzięczność wobec rodziców to obowiązek?
Obowiązek wdzięczności to określenie wewnętrznie sprzeczne. Dobrodziejstwo wdzięczności wynika z tego, że sami rozpoznajemy swoje potrzeby, dostrzegamy, że rodzice nam pomogli i wtedy rodzi się w nas wdzięczność. To nie zadziała jeśli mama lub tata postawi nam wymaganie – masz być wdzięczny, czy powinieneś być wdzięczny. Skutek może być wręcz odwrotny, bo dziecko – czy dorosłe, czy małe – może czuć się zakładnikiem.
Nie czuje wdzięczności, a wmawia mu się, że powinien, więc pojawiają się wyrzuty sumienia…
Tak bywa. Relacje z rodzicami są bardzo różne, i bardzo skomplikowane. Jednak jako dorosłe dziecko starałabym się przyjrzeć się tej relacji z boku. Znajdą się wtedy i błędy wychowawcze rodziców, ale i to, co zrobili dla nas dobrego. Wówczas łatwiej będzie te błędy wybaczyć i podejść do nich z większą otwartością i wdzięcznością. Wydaje się być mało prawdopodobne, że wśród wszystkich sytuacji, które łączą nas z rodzicami, nie znajdziemy takich, za które możemy być wdzięczni. Warto dać sobie prawo do odczuwania żalu, uznać, że nie byli idealni. Jeśli to zaakceptujemy, poczujemy ulgę i dużo łatwiej nam będzie docenić to, co zrobili dla nas dobrego. Poza tym ważne jest by rozróżnić poczucie obowiązku od wdzięczności. Wdzięczność to uczucie pozytywne, niewymuszone.
A co z rodzinną pomocą w ważnych sprawach? Powiedzmy, że remontujemy mieszkanie. Wujek i ojciec się oferują – fajnie, bo to oszczędność pieniędzy. Ale czy jeśli ktoś oferuje nam pomoc w wykonaniu konkretnego zadania, to czy mamy prawo później go z tej pracy rozliczyć czy po prostu odczuwać wdzięczność tylko s powodu tego, że oni nam tę pomoc zaoferowali?
Niby darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda, ale jeśli ktoś oferuje nam pomoc w konkretnej sprawie – trzeba wykonać zadanie i on mówi „zrobię to dla ciebie” – to możemy to traktować jako zobowiązanie. Jeśli przyjmiemy pomoc od bliskich, w sytuacji, w której między przysługą a zobowiązaniem jest cienka granica, to mamy pewność, że to będzie dla nas sytuacja emocjonalnie bardzo trudna. Stąd powiedzenie, że z przyjaciółmi się interesów nie robi, bo to oznacza koniec relacji. Najlepiej będzie jeśli wyraźnie ustalimy co, jak i na kiedy. Jeśli tak jak pani mówi, nasze nowe mieszkanie remontuje nie ekipa, a nasz ojciec i wujek, to ryzykujemy naprawdę sporo. Wszelkie opóźnienia czy poprawki mogą stać się punktem zapalnym, początkiem sporu. Bo jak tu wyrazić rozczarowanie, kiedy ktoś bliski z własnej woli poświęca swój czas i energię…?
Logika podpowiada mi, że skoro się na coś umawiamy, to na koniec chcemy konkretnych rezultatów.
W takiej sytuacji ryzykujemy relację. Wiele zależy od tego jak ta druga strona traktuje ten gest pomocy. Czy uważa, że to zobowiązanie, czy jednak przysługa. Czy robi to bezinteresownie – chce pomóc i już, czy może ma w tym inny cel – chce poprawić swoje samopoczucie, chce, by mu okazywać wdzięczność.
To brzmi jak manipulacja.
To za mocne słowo, ale dość trafne. Oczekiwanie wdzięczności od drugiej osoby, za coś, co robię z własnej woli wynika z egoizmu i jest oczekiwaniem absurdalnym. Jeśli oczekujemy od kogoś wdzięczności to znaczy, że nie jesteśmy bezinteresowni w swoim pomaganiu, że mamy bardziej złożone, egoistyczne intencje.
Pomagamy nie, by pomóc, lecz po to, by poczuć się lepiej.
Tak. Może się okazać, że potrzeb nie ma końca, że deficyty to studnia bez dna. Jeśli damy przyzwolenie na tego typu zachowanie wobec nas, będziemy przyjmować pomoc, której nie potrzebujemy, a potem wyrażać wdzięczność, by podbudować czyjąś samoocenę, nie czując tak naprawdę nic pozytywnego, to doprowadzimy wyłącznie do osłabienia relacji.
Będziemy nią zmęczeni, bo jej fundamentem będzie gra zamiast szczerości?
Oczywiście, bo rolą prawdziwej wdzięczności jest umacnianie więzi. Wdzięczność jest bezpośrednio związana z uświadomieniem sobie faktu, że otrzymujemy od innych ludzi coś wartościowego, coś na czym nam zależy. Jeśli uznajemy, że to, co dostajemy od innych po prostu nam się należy, nigdy nie będziemy wdzięczni.
Ale chyba jest coś, co nam się tak po prostu należy? Np. szacunek lub godne traktowanie?
Zgadza się, to jednak to nie powód, by nie być wdzięcznym za to, że inni potrafią to dostrzec i uszanować. Wdzięczność nie jest uczuciem, które nas osłabia. Będąc wdzięcznymi zawsze dostrzeżemy kogoś lub coś z zewnątrz, co powoduje, że zyskujemy, że jest nam lepiej, łatwiej. Że wokół są inni ludzie, którzy nam dobrze życzą, że możemy na nich liczyć. Dzięki wdzięczności nie czujemy się samotni.
Tylko jak zdobyć się na wdzięczność, kiedy przytrafia nam się coś przykrego…?
Kiedy ktoś nas źle potraktuje, lub zdarzy się coś raniącego, warto podejść do tych sytuacji jak do lekcji. Tak samo jest z sytuacjami, w których tracimy coś, co miało być na zawsze. To doskonały trening wdzięczności – dostrzeganie w tym co ciemne, jasnych punktów. Po pierwsze, w końcu mamy okazję docenić wartości, na które wcześniej nie zwracaliśmy uwagi. Po drugie, możemy spojrzeć na to, co przykrego nam się przytrafia jako na naukę. Kiedy np. kończy się nasz związek z ukochaną osobą, czujemy gorycz, rozpaczamy, a po latach możemy dostrzec co dzięki temu doświadczeniu mamy dziś. Bo z pewnością inaczej nasze życie by się potoczyło.
Fakt, że czasem oczekuje się od nas wdzięczności, świadczy również o tym, że każdy z nas jej potrzebuje. Najmilsze chwile w życiu to właśnie te, kiedy nasze dziecko dziękuje nam nieporadnie mówiąc wyuczony w przedszkolu wierszyk, albo gdy usłyszymy od przyjaciółki słowa „dzięki, że jesteś”. Jeśli na koniec dnia przypomnimy sobie takie najmilsze momenty, zapiszemy je i będziemy kolekcjonować, gwarantuję, że nie tylko będzie nam się spokojniej spało, ale zwyczajnie – będziemy szczęśliwsi.
Źródło: http://natemat.pl
Autorka: Ewa Bukowiecka-Janik
Ilustracja: Jan Różański